Nadzieja umiera ostatnia

Najbardziej wyrafinowanym narzędziem mechanizmu obronnego w psychice człowieka jest specyficzna forma kontroli. Nadzieja.

Przez lata spotykałam się z pojęciem „uzależnienia od nadziei”, stosowanego w kontekście osób, które nie mogą odejść od męża alkoholika, zdradzającej żony, pracoholika partnera czy hazardzistki. W takich momentach zadziwia, na jak wiele sposobów można tłumaczyć zachowanie drugiej połówki. Osoby, które trzymają się nadziei zwykle nie mają świadomości, że mogą zmienić swoje życie, odejść, odkleić się od raniącej osoby, że mogą mieć pewne standardy i ich przestrzegać, nie ulegając naciskom innych ludzi. Czasem nie mają też siły, by je wyegzekwować. Może to wyglądać tak, jakby nie czuły się wystarczająco warte, by mieć dobre, spełnione życie. Ale etykietka niskiego poczucia wartości może być przykrywką, dla czegoś kryjącego się znacznie głębiej.

Gdy jako dzieci doświadczamy trudnej sytuacji, przerastającej nasze możliwości percepcji, gdy jesteśmy bezbronni wobec okoliczności panujących w domu rodzinnych, umysł dziecka szuka sposobu, by pojąć co się dzieje, zrozumieć jak można to naprawić i w jakiś sposób powrócić do bezpieczeństwa. Jedne dzieci stają się niewidoczne i wycofane, inne rozładowują napięcie poczuciem humoru, inne w roli ofiary upatrują możliwości, by atak został zatrzymany, inne przejmują odpowiedzialność i stają się doroślejsze niż rodzice i wykształcają w sobie nadodpowiedzialność i ingerują w sprawy dorosłych, za dorosłych. Wszystkie jednak zaczynają kontrolować otoczenie, całą uwagę kierując na ludzi wokół. Chcą w porę zareagować, zabezpieczyć się. Puszczenie kontroli oznacza bezsilność w tak trudnych warunkach i jest ona nie do zniesienia. Więc jest niemożliwe, przerażające, by tę kontrolę puścić.

Jednak w rzeczywistości nie możemy kontrolować drugiego człowieka... Dziecko o tym nie wie. Dlatego stara się to robić, by móc wyregulować napięcie w układzie nerwowym. Potem dorasta, a mechanizm koncentrowania się na drugim człowieku pozostaje. Więc, gdy na partnera wybierze sobie osobę uzależnioną, jest jak ryba w wodzie. Ma wszystkie kompetencje, by tę sytuacje modelować według swojej dziecięcej percepcji, przyklejonej do dorosłego, straumatyzowanego człowieka i pozostać przy kontroli używając znanych narzędzi. Dziecięce mechanizmy nie odpuszczają, choć dojrzała osoba teoretycznie może stawiać granice, decydować o swoim życiu i chronić się skutecznie przed szkodliwym działaniem drugiego człowieka. I tu z pomocą przychodzi nieposkromiona wiara i nadzieja - cała na biało.

Ostatnia deska ratunku, która oddaje nam w ręce wynaturzoną formę sprawczości. Jeśli wystarczająco mocno wierzymy, jeśli tak bardzo kochamy, jeśli wystarczająco długo będziemy tuż obok, jeśli użyjemy kolejnych argumentów — z pewnością coś się zmieni. Niemniej jednak, nadal jest to wiara w to, że nasze życie może się zmienić dopiero, gdy zmieni się drugi człowiek. Zaczerpnięty z dzieciństwa z mechanizm, kwitnie w dorosłym człowieku i wzmacnia go w roli osoby kontrolującej i głęboko wierzącej, że jej bycie w tym miejscu ma sens. Karmi wizjami tego, jak będzie gdy jednak ktoś się zmieni, karmi obietnicami, które co chwilę okazują sie być nieaktualne. Spragniona spełnienia osoba nie widzi możliwości, by swoje potrzeby zaspokoić inaczej - w sposób dla siebie zdrowy. Np. odchodząc z niezdrowej relacji, by spełnic swoje potrzeby w zdrowej.

Do momentu, aż nie dotkniemy subtelnych źródeł kurczowego trzymania się prób zmieniania drugiej strony, bez refleksji o możliwości zmiany swoich decyzji, realiów etc. — nie ma szansy na zdarcie płachty nadziei i fantazji. Te procesy trwają latami. Nadzieja trzyma człowieka w kole pełnym wiary, oczekiwania, frustracji, próby wymuszenia zmiany, czasem chwilowej manipulacji poprzez próbę odejścia, a potem powrotu. To mechanizm dokładnie tak samo silny jak uzależnienie, dlatego mówi się o osobach żyjących z uzależnionymi, że są one współuzależnienie. Pozostają w miejscu, pomimo próby zmiany, pośród tłumaczenia innym i sobie, jaki to ma sens — ale nigdy nie ma próby zmiany siebie i swojego życia, podjęcia własnych decyzji.

Nie ma świadomości, że jako dorosły człowiek już nie trzeba być zamkniętym w w czterech ścianach zdanym na dobrą wolę opiekuna, wśród nieprzewidywalnych i chwiejnych nastrojów — jak to było w domu rodzinnym. Mimo dorosłości nie ma świadomości, że moje zasady też są ważne i powinny być respektowane, a bez tej świadomości zawsze próbując przeforsować swoją rację — nie będę przekonującym partnerem do negocjacji, bo sam nie wierzę, że mam prawo być traktowany inaczej.

Uzależnienie od nadziei brzmi bardzo surowo. Dla mnie nadzieja, jest najbardziej perfidną i trudną do uchwycenia formą mechanizmu obronnego, który uczy przejęcia kontroli nad sytuacją w sposób “magiczny”. I przez tę magiczność pozbawia człowieka prawdziwej sprawczości. Schowa się pod maską poświęcenia swojego życia dla dobra drugiego, czasem pod maską racjonalizacji takiego stanu rzeczy, czasem nawet uwierzymy, że rzeczy mają się ciut inaczej niż się mają. A czas leci, lata mijają i nim się orientujesz, stoisz w miejscu, choć w głębi duszy tak bardzo nie chcesz tu zostać.

Ze wszystkich narzędzi, którymi kontrolujemy sytuację, nadzieja jest niemal nie do pokonania. Naprawdę trzeba spalić cały piec własnych sił, by wreszcie uderzyć głową w mur i zrozumieć, że jednak wpływu żadnego nie mamy na drugiego człowieka, który wybiera alkohol / hazard / zdrady….

Jeśli jednak pojawi się świadomość, co tu się dzieje, w co tu gra nasza psychika, zobaczymy, że to z nami samymi trzeba zrobić porządek i dać spokój drugiemu człowiekowi, który miał nas przebudzić. Że ta historia jest właśnie o nas samych, oddających wlasne szczęscie w cudze dłonie.

To moment, w którym naprawdę widzimy. Ze zrozumieniem i potwornym rozczarowaniem, rozdzierającym bólem, chwilowym poczuciem bezbronności i bezsilności. Gdy obejmiemy zrozumieniem tego małego człowieka, który w nas nadal siedzi w kącie pokoju, który musiał sobie poradzić i znalazł taki właśnie sposób na poradzenie sobie z sytuacją, bo nikt nie pomógł mu zrozuieć co jest grane, nie pokazał jak można żyć zdrowo - dopiero tu zaczyna się uzdrowienie. Zaczynasz pokazywać samemu sobie. Jestes tym dorosłym, którego kiedyś zabrakło. Życzę Ci z całego serca dojścia do tego momentu.